Pani Ania Deluga właśnie wczoraj świętowała swoje 80. urodziny. Nie można wyobrazić sobie Ruszowa bez jej pozytywnej energii, jaką emanuje w kontaktach z mieszkańcami. Wspaniale wychowała 13 dzieci. Jej syn Grzegorz z nieukrywanym podziwem stwierdził: mama jest jedyna
w swoim rodzaju, niepowtarzalna i nie do podrobienia. I to się zgadza: w tym wieku uczestniczy we wszystkich działaniach społecznych, również gra role w teatrze. Czasami dopadają ją niedyspozycje. Tak było też przed premierą "W Krainie Srebrnego Szczytu". Ania stanowczo odmówiła ratownikowi pogotowia ratunkowego pojechania do szpitala: ja nie mogę teraz, bo ja muszę występować. I postawiła na swoim...
Aniu, życzymy Ci w szczęściu nie tylko 20 lat do setki, ale żeby licznik po 100. kręcił się do 200 lat. Przeżyłaś niejedno w swoim życiu, często były to trudne lata, o czym wspominamy poniżej:
Pisze Kaja- wnuczka Anny Delugi- biuletyn ZS w Ruszowie.
"Moja babcia - miła, uśmiechnięta kobieta. Jak na swój wiek wygląda bardzo młodo i ma nadal w sobie tyle energii, że pozazdrościłaby jej tego niejedna czterdziestolatka. Na pierwszy rzut oka chyba nikt by się nie domyślił, co przeszła jako mała dziewczynka podczas wojny.Chociaż sama niewiele pamięta, te wydarzenia zna z opowieści rodziny. Przytoczę to, co mi opowiedziała, bo nie jestem w stanie tego niczym
innym zastąpić:
„Było to w latach 1940-1944 r. Mieszkaliśmy wtedy w Suwałkach 60 kilometrów od Prusów Wschodnich. Było tam wówczas więcej Żydów niż Polaków. Z tego też powodu SS często robiło nam kontrole. Mój ojciec wraz ze swoim kuzynem i sąsiadem chcieli pomóc tym Żydom. Wymyślili więc gdzie można ich ukrywać przed SS. Mieszkaliśmy niedaleko lasu i jakieś cztery kilometry w głąb można było dojść do moczarów. Przez ten las płynęła Rospuda. Były tam też takie suche miejsca, gdzie oni mogli spokojnie się ukrywać, bo żeby tam dojść, trzeba było znać drogę. Przychodzili więc do nas Żydzi i jeżeli nie było akurat SS, to tatuś wraz z tymi panami ich tam przeprowadzał, jeśli nie, to mieli takie miejsce, gdzie można było ich ukryć na troszkę. Obok klepiska była taka stodoła, a obok zasieki i w tych zasiekach była piwnica. W tej piwnicy właśnie ich tatuś ukrywał nawet kilka dni i jak SS odeszli to wtedy ich przeprowadzał na te bagna. Tatuś pracował u Niemców jako robotnik leśny. Tam było też między tymi pracownikami dużo partyzantów. I któregoś razu jeden z nich zabił Niemca, który pilnował tych pracowników. Jak się o tym inni dowiedzieli, to wszystkich robotników zabrali na posterunek. Niedługo jednak prawie wszystkich wypuścili. Wtedy któryś z tych robotników wydał tatusia. Powiedział, że tatuś tych Żydów ukrywał. I zabrali tatusia do obozu w Grajewie. W obozie był tatuś 10 miesięcy, aż do wyzwolenia. Wrócił w marcu 1945 rok, był tak poobijany, że miał obite nerki. Po dwóch latach zmarł." Tu babcia przerywa, widać, że nie było łatwo jej o tym mówić. Ja jednak jestem jej niezwykle wdzięczna za tę cenne dla mnie informacje. Postaram się to wszystko zapamiętać, aby w przyszłości móc opowiedzieć swoim dzieciom.
innym zastąpić:
„Było to w latach 1940-1944 r. Mieszkaliśmy wtedy w Suwałkach 60 kilometrów od Prusów Wschodnich. Było tam wówczas więcej Żydów niż Polaków. Z tego też powodu SS często robiło nam kontrole. Mój ojciec wraz ze swoim kuzynem i sąsiadem chcieli pomóc tym Żydom. Wymyślili więc gdzie można ich ukrywać przed SS. Mieszkaliśmy niedaleko lasu i jakieś cztery kilometry w głąb można było dojść do moczarów. Przez ten las płynęła Rospuda. Były tam też takie suche miejsca, gdzie oni mogli spokojnie się ukrywać, bo żeby tam dojść, trzeba było znać drogę. Przychodzili więc do nas Żydzi i jeżeli nie było akurat SS, to tatuś wraz z tymi panami ich tam przeprowadzał, jeśli nie, to mieli takie miejsce, gdzie można było ich ukryć na troszkę. Obok klepiska była taka stodoła, a obok zasieki i w tych zasiekach była piwnica. W tej piwnicy właśnie ich tatuś ukrywał nawet kilka dni i jak SS odeszli to wtedy ich przeprowadzał na te bagna. Tatuś pracował u Niemców jako robotnik leśny. Tam było też między tymi pracownikami dużo partyzantów. I któregoś razu jeden z nich zabił Niemca, który pilnował tych pracowników. Jak się o tym inni dowiedzieli, to wszystkich robotników zabrali na posterunek. Niedługo jednak prawie wszystkich wypuścili. Wtedy któryś z tych robotników wydał tatusia. Powiedział, że tatuś tych Żydów ukrywał. I zabrali tatusia do obozu w Grajewie. W obozie był tatuś 10 miesięcy, aż do wyzwolenia. Wrócił w marcu 1945 rok, był tak poobijany, że miał obite nerki. Po dwóch latach zmarł." Tu babcia przerywa, widać, że nie było łatwo jej o tym mówić. Ja jednak jestem jej niezwykle wdzięczna za tę cenne dla mnie informacje. Postaram się to wszystko zapamiętać, aby w przyszłości móc opowiedzieć swoim dzieciom.
Nie chciałabym, żeby w przyszłości zapomniano o takich ludziach jak mój pradziadek. Uważam, że był naprawdę wyjątkowy i odważny. Chciałabym, aby długo o nim pamiętali w mojej rodzinie. Moja babcia jest bardzo aktywną kobietą".
Anna Deluga opowiada o latach dziecięcych i młodzieńczych spędzonych w okolicach Suwałk.
Fragmenty rozmowy przeprowadzonej z Anną Delugą w bibliotece :
(Po kliknięciu na "trójkąt" Playera odtwarzanie rozpocznie się za kilka sekund)
Migawki z życia nad Rospudą i Ruszowa
Składam serdeczne życzenia dla p. Ani, a dla jej Taty proponuję wnioskować o nadanie pośmiertnego tytułu "sprawiedliwego wśród narodów świata" wówczas pamięć o nim nigdy nigdy nie zaginie.
OdpowiedzUsuńPani Annie dużo zdrowia, radości na co dzień
OdpowiedzUsuńi sił do dalszego aktywnego życia.
Wszystkiego najlepszego Sąsiadko !