Kliknij aby powiększyć |
Częściej widujemy teraz sarny przy drogach niż krowy czy konie na łąkach.
Tak się przyzwyczaiłam do widoku ugorów, że zdziwił mnie widok skoszonej łąki i zaoranego pola przy ulicy Łużyckiej. Po czasach stabilizacji na polskiej wsi, gdzie w każdej zagródce była krowa, świnka, kilka kurek czy kaczek, a nutrie to obowiązkowo, nastały czasy ugorów. Polityka Państwa była bezlitosna w stosunku do robotniko-chłopów. Taniej i wygodniej było pójść do sklepu. Pamiętam czasy kombajnów i snopowiązałek pracujących od rana
do ciemnej nocy.Tworzyły się niesamowite kolejki po usługi, ludzie kłócili się i kładli pod kombajny, byle tylko zdążyć swoje wykosić. Awaryjność maszyn, brak części do nich i sznurka do snopowiązałki nie dawał takiej gwarancji. Teraz w Ruszowie nieliczni "hobbyści" zajmują się uprawą i hodowlą kilku krówek. A ten zorany kawałek wygląda raczej pod zalesienie niż uprawę roślin rolniczych.
Ja też pamiętam te czasy:) I najwspanialszy kompot wiśniowy (chłodny ,bo wielka bańka trzymana w rzece) pity między pracami przy sianie w upalne dnie, u Twojej Babci, cudownej mądrej kobiety. Pozdrowienia z Paryża. Ulka
OdpowiedzUsuń:):):):) to były czasy. Jak ja nie lubiłam grabić tego siana, takie to nudne było.
Usuń