sobota, 1 kwietnia 2023

Alchemik z Ruszowa, czyli o tym jak błoto przemienić w złoto

Dawno, dawno, prawie 600 lat temu, ziemie pomiędzy Nysą Łużycką
a Bobrem zamieszkiwali zgodnie Serbołużyczanie, Czesi i Niemcy.
Hymn Łużycki TUTAJ


łużyckie stroje ludowe 

Poeta renesansowy  Krzysztof Winter  opisywał te okolice. Oto mały fragment poematu.

Lecz Zgorzelec zewsząd otaczają miejscowości sławne z powodu żelaza i kruszcorodnej ziemi. Dlatego ślę więc ten poemat — zacne dzieło wybitnego wieszcza — wydaję pod opieką waszego imienia..

Opiewana przez poetę kraina była w większości porośnięta lasami. Mylił by się jednak ten, który by sądził, że to nieprzebyta puszcza, pełna dzikiego zwierza.

 Nad całą okolicą roznosił się odór palonego drewna, a dymy zasłaniały słońce.

Ludziom tutaj żyjącym trudno było oddychać, często chorowali na suchoty. Dzikie zwierzęta w większości uciekły z zadymionych borów. W okolicach Ruszowa żyły tylko trzy dziki, dwie sarny i jeden stary, kulawy jeleń. W Kościelnej Wsi widziano ponoć wilka, a w Jagodzinie łosia. Ponoć...

Mieszkańcy trudnili się przeważnie  produkcją węgla drzewnego, wytwarzanego w tysiącach stosów, zwanych mielerzami lub kurzajkami.

Skan  lidarowy - kółka to pozostałości mielerzy wokół Rychlinka. Pomiędzy Ruszowem a Gozdnicą było ich tysiące.

Urobek wywożono do miast i wsi łużyckich, saskich, a nawet trafiał do Brandenburgii i Rzeczypospolitej. Dochód ze sprzedaży węgla drzewnego ledwo starczył na utrzymanie rodziny.

Krajobraz mielerzowy 

Pewnego razu wędrowny alchemik, przybyły z Górnego Śląska, trafił do położonego w centrum  łużyckiego zagłębia węglowego Ruszowa. Człowiek ten wędrował po Świecie i uczył ludzi jak przemieniać błoto w złoto.

Tułacz zatrzymał się w ruszowskiej  karczmie „Pod Ostatnim Dzikiem”. Wokół niego szybko zgromadziła się liczna gromada  wieśniaków ciekawych wieści z dalekich krain.

- Skąd przybywasz Wędrowcze i co Ciebie sprowadziło w nasze strony? - zapytał sołtys Ruszowa.

Przybywam teraz ze Śląska i uczę ludzi jak przemieniać błoto w złoto.

Ooo! - to nas bardzo zaciekawia. Trochę złota by nam się przydało, bo żyje się nam bardzo, bardzo licho.  

- Naprawdę potrafisz to uczynić? - zapytał jeden z kurzków.

- Tak, ale potrzebuję waszej pomocy.

- Zgoda - pomożemy. Mów wędrowcze!

- Chętnie opowiem.

- Musicie pójść nad  Gummnicę  i na brzegach tej rzeczki wykopać kilka fur rudego błota zwanego rudą darniową.

Rozlewiska nad Gummnicą - fot. Marek Wajman

Nigdy go nie zabraknie, bo ten surowiec sam odrasta.

Następnie dam wam plany i rysunki pieca, w którym można wyprażać z rudy żelazo.


- Eee tam... tyle pracy! - odezwał się głośno jeden lekko podchmielony, kudłaty ruszowianin.

- Bez pracy nie ma kołaczy, a tym bardziej złota - odpowiedział wędrowiec. 



 
Słuchajcie!

- Nauczę Was również przemieniać surowe żelazo  w stal i wytwarzać z niej rycerskie zbroje i miecze  oraz lemiesze do pługów. Wasze wyroby chętnie kupią okoliczni rycerze i kmiecie - zapewniam. Hojnie sypną złotem, jeśli produkty będą podobnej jakości ja te z Damaszku

Nóż z damasceńskiej stali. 

-Spróbujemy to uczynić ? - powiedział wódz wioski.

- Zaraz po powrocie do domów zabrali się do budowy kuźnic zwanych hamerniami.

Minął rok, może dwa. Hutnicy nagromadzili mnóstwo  wyrobów ze stali, a następnie udali się do alchemika po radę.

- A teraz ślijcie heroldów, niech dotrą do wszystkich niemieckich Krajów i do Rzeczypospolitej, Niech głoszą wszem i wobec, że w Ruszowie na placu przyklasztornym zwanym Parkiem Konnym, w pierwszy piątek po Wielkiejnocy odbędą się  wielkie targi wyrobów żelaznych. Niech przybywają kupcy, rycerze, budowniczowie, mieszczanie i kmiecie, bo okazja nabycia tak dobrych sztuk ze stali może się nie powtórzyć.  

- Nasza stal jest tak dobra jak ta damasceńska - głoście!

Wieść szybko rozniosła się po okolicy. Do Ruszowa przybyli na targ  kupcy.  Do piątkowego wieczora wykupili metalowe  wyroby... do ostatniej sztuki.

Ooo!- gut, gut! - powiedział zachwycony niemiecki rycerz oglądając turniejową zbroję za 100 złotych monet.

Brzęczące złoto posypało się hojnie z pękatych sakiewek.

Za zarobione pieniądze ruszowianie wznieśli okazałe, murowane domy,

a ich rodziny mogły jeść mięso nawet 3 razy w tygodniu. Dzieci rosły zdrowo, kobiety były tłuste, a chłopy silne i dziarskie.

Hutnicy sprowadzali do Łużyc cytrusy i figi z ciepłych krajów. Z Francji importowali mikstury leczące wszelkie dolegliwości (nawet suchoty) i pachnidła dla niewiast.

Alchemik z łużycką żoną

A nasz alchemik ożenił się z najpiękniejszą Łużyczanką. Razem żyli długo i szczęśliwie - wychwali dwóch uroczych synów. Obaj zostali hutnikami, a w Jagodzine i Kowalicach koło Iłowej zbudowali wielkie hamernie (kuźnice).

 Synowie wdali się w ojca. Też trudnili się alchemią. Nauczyli Tutejszych zamieniać glinę w piękne naczynia kuchenne, cegły i dachówki, a piasek w szkło.

Pozostałości kuźnicy w Jagodzinie

Koniec

Ruszów 1 kwietnia 2023 roku. Opracował ER.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz