niedziela, 27 kwietnia 2014

Rajd rowerowy do Bielawy Dolnej- wioski cudów z drewna

Kliknij aby powiększyć
Autor teksu i zdjęć: Edward Remiszewski.
W Bielawie Dolnej Koło Ludzi Aktywnych "Pirat" było dwa  lata temu. W tym roku znów pojechaliśmy sprawdzić, co się zmieniło od tego czasu. I co tu dużo gadać nieco stęskniliśmy się za specyficznym klimatem małej przygranicznej wioski, która ciągle zadziwia i zaskakuje.

Jadąc do Bielawy nie sposób nie wstąpić nad źródełko św. Elżbiety. Przez wiele lat ludzie przyjeżdżali w to miejsce po wodę,  która ponoć miała cudowne właściwości. Teraz nie ma tu już  osób cierpliwie czekających, aż im nakapie do butelek. Wszystko przez Sanepid, który przebadał tę wodę i wydał opinię. "Woda jak woda, ani gorsza ani lepsza od tej jaką mamy na co dzień w kranach." Czysta to ona jest, nie stwierdzono bakterii chorobotwórczych. Zawyżony poziom żelaza, miękka bardzo, dobra do mycia głowy. Nic szczególnego. Być może tak jest,  ale Sanepid nie zajmuje się badaniem cudownych właściwości. To już jest zupełnie inna sprawa. 
Zwiedzanie Bielawy trzeba zawsze rozpoczynać od Baru Leśnego. Tu stoi kolejka, która w weekendy  wozi turystów po miejscowość. Tu znajdują się tablice informacyjne i drogowskazy a mili właściciele udzielą wszystkich informacji. Stąd najprościej dotrzeć do centrum wioski.
Koło starej strażnicy WOP odbywały się warsztaty rzeźbiarskie. Z kłód drewna piękne rzeźby tworzą w tym miejscu artyści z Polski i Niemiec. Trochę mi się oberwało, bo pomyliłem kota w butach z zającem. Obiecałem uważniej przyglądać się "dziełom sztuki". Twórcy z Niemiec używali do wykonywania figur specjalnych pił spalinowych. Polacy pracowali w sposób  tradycyjny.  Pan Mieczysław Grabuńczyk, miejscowy rzeźbiarz,  opowiedział nam na czym polega proces wykonywania figur drewnianych.
Drogą prowadzącą wśród łąk, pełną unoszących się w powietrzu owadów, (doświadczony wędkarz Mietek poinformował nas, że to są łątki wykorzystywane do połowu pstrągów) dodarliśmy nad Nysę Łużycką. Tu zaszła zmiana. Miejsce promu zajęła cudaczna kładka pontonowa. Z wysokiej wieży usytuowanej na jej przyczółku rozpościera się piękny widok na dolinę Nysy. Przekroczyliśmy na chwilę rzekę , aby znaleźć  się na terytorium Niemiec i zrobić sobie, korzystając z uprzejmości spotkanego Niemca, fotografię pamiątkową. W tym miejscu odłączył się od nas Janek Wasyluk,  który w towarzystwie napotkanego Władka Kowala ruszył na podbój Niemiec. Reszta grupy wolała pobyt w kawiarni w Starym Młynie.
Niezawodny Pan Edek przyjął nas gościnnie nad brzegiem rzeczki Bielawki. Szum spadającej z młyńskich zapór wody, soczysta roślinność, tworzyły oprawę do posiłku. Bardzo przydał się nam grill turystyczny . Dzięki niemy szybko i łatwo można było upiec zabrane ze sobą kiełbaski. A na zakończenie koncert piosenek biesiadnych w wykonaniu właściciela zakładu. I oczywiście niezapomniana "Żona moja, serce moje.." 

Trochę żal było opuszczać gościnną Bielawę. Niestety, komu w drogę temu czas. Mamy być w Ruszowie na 16:00. Ruszyliśmy ostro w drogę powrotną. Chwila odpoczynku pod wieżą .... i okazuje się, że mamy nadmiar czasu. Jedziemy do Piaseczna. W środku wioski podziwialiśmy bydło szkockie i boisko piłkarskie, ułatwiające treningi dzięki dryblowaniu miedzy sosenkami.

Koło młyna  spotkała nas miła niespodzianka. Dogonili nas Państwo Marciniakowie, którzy też wybrali się na przejażdżkę niedzielną. Do sali w kościele na cmentarzu dotarliśmy o godzinie 16:02. Prawie punktualnie.

Wielka galeria zdjęć z rajdu ( TUTAJ)











2 komentarze:

  1. Drodzy Państwo piękna inicjatywa (KLAP) oraz hobby aktywne spedzanie czasu wolnego dla osob w kazdym wieku. Jedyna prosba: poruszajcie sie rowerami zgodnie z przepisami ruchu drogowego!! Nie stwarzajcie zagrozenia takze dla wlasnego bezpieczenstwa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za zwrócenie nam uwagi. Czasami, przy tak pięknej pogodzie, myśli się tylko o słoneczku i wypoczynku. Zazwyczaj jeździmy lasami i dlatego nie nabraliśmy "kindersztuby" ulicznej. Członkowie KLAP

    OdpowiedzUsuń