sobota, 2 września 2023

Miłe złego początki lecz koniec żałosny

Foto. Wikipedia
Zwycięska wojna z Polską trwała tylko kilka tygodni. Mieszkających w Rauscha Niemców rozpierała 
duma.
To fragment poprzedniego postu o rozpoczęciu wojny przez Niemców we wrześniu 1939 r.

Pomiędzy latami 1939 - 1945 ocean ludzkich nieszczęść.

A prawie sześć lat później - rozpacz mieszkańców. Relacjonuje M.Kutter. 



O tym, jak poważna była sytuacja ludności,świadczy fakt, że czołówki czołgów Armii Czerwonej dotarły do powiatu Zgorzelec od północnego wschodu i 16 lutego 1945 r. pomimo stawianego oporu zajęły Ruszów. W Ruszowie sam nakaz ewakuacji nie wystarczył, potrzebna była akcja szefa policji D. Hoffmanna.

14 lutego około godziny 19,00 wieczorem kierownictwo dystryktu w Zgorzelcu wydało polecenie ewakuacji Ruszowa do godziny 6 rano. Władze nie modły było wziąć na siebie dalszej odpowiedzialności. Lider lokalnej grupy, rektor Seifert, natychmiast zwołał zebranie w domu aptekarza Hossenfeldera. Zadał pytanie, czy powinniśmy opuścić to miejsce, czy pozostać i się bronić?
Postanowiono o ewakuacji. Seifert nakazał natychmiastowe poinformowanie o tej decyzji mieszkańców.
Rozpoczęła się nasza wielka tułaczka.

Kiedy 8 maja 1945 roku ta straszna wojna dobiegła końca, wielu uciekinierów z Dolnego Śląska próbowało natychmiast wrócić do domu. Podobnie wrócili rolnicy, ruszowscy, którzy dotarli na ucieczkowym szlaku aż do Saksonii. Wrócili i
zajęli się uprawą roli i zbiorem zboża, które jeszcze jesienią 1944 r. było zasiane. W końcu nikt nie wiedział, dokąd mają się udać. W Zgorzelcu nie było wody ani jedzenia, więc uchodźcy przepłynęli do domu przez Nysę. Wielu nie udało się wrócić. Żołnierze stali na wschodnim brzegu, strzelali do każdego, kto zbliżył się do Nysy, która została nagle ogłoszona linią graniczną - tak zdecydowali alianci.


Setki tysięcy uchodźców w tym z Ruszowa, którzy uratowali życie przed Armią Czerwoną i teraz chcieli do domu, zostało wysiedlonych bez prawa powrotu. Nigdy nie pozwolono im już wrócić. W ten sposób Nysa stała się dla Ślązaków rzeką przeznaczenia.

Nieliczni mieszkańcy Ruszowa, którzy zostali w domu lub wrócili przez Nysę, przeżywali złe dni. Jak donosili naoczni świadkowie wszędzie zapanował dziki pośpiech i bałagan.

Zarządzono, aby rolnicy ze swoimi zaprzęgami, byli gotowi na godzinę 6 rano. Pociąg kolejowy również przyjechał wcześnie, ale nikt nie znał celu podróży, nawet
obsługa kolei.


Ludzi ładowano do otwartych wagonów towarowych. Część ludności szła pieszo, bo nie było innego wyjścia. Kilka dni wcześniej przez miejscowość przepływały strumienie uchodźców.

Następnie jak kto mógł opuszczał Ruszów. Rozpoczęła się wędrówką w strugach deszczu. Łzy mieszały się z deszczem na naszych twarzach, ale nikt wtedy nie podejrzewał, że straciliśmy na zawsze Ojczyznę.

Dom wiele znaczy dla tych, którzy go posiadają,

dla tego, kto ją straci, wszystko”.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz