niedziela, 9 lipca 2023

80. rocznica rzezi wołyńskiej. Aktualizacja. Delegacje mieszkańców składają wiązanki kwiatów - zdjęcia



Rzeź wołyńska była jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w historii polsko-ukraińskich stosunków w czasie II wojny światowej. Miała ona miejsce na Wołyniu, zachodniej części dzisiejszej Ukrainy, w latach 1943-1944 i spowodowała śmierć tysięcy Polaków. W  
rocznicę rzezi wołyńskiej dnia 11 lipca 2023 roku o godzinie 09:00 nastąpiło  złożenie kwiatów pod tablicą w parku wiejskim w Ruszowie upamiętniającą pomordowanych Polaków przez bandy OUN-UPA. Rzeź wołyńska była wynikiem długoletnich konfliktów między polską a ukraińską ludnością na tym obszarze.W okresie międzywojennym, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, na Wołyniu mieszkali zarówno Polacy, jak i Ukraińcy, którzy starali się utrzymać swoje własne tożsamości narodowe i walkę o wpływy na tym terenie.

Napięcia między obiema grupami etnicznymi nasiliły się podczas II wojny światowej, gdy na Wołyniu znajdowały się zarówno polskie, jak i ukraińskie grupy partyzanckie. Wzajemne ataki i zbrojne starcia doprowadziły do eskalacji przemocy i masowych mordów.

Rzeź wołyńska była szczególnie okrutna, stosowano  brutalne metody w celu eksterminacji Polaków. Ukraińcy dokonywali masowych mordów na polskich wsiach, a także napadali na polskie osiedla i transporty. Z kolei Polacy próbowali się bronić tworząc oddziały samoobrony.

Według różnych estymacji, w wyniku rzezi wołyńskiej śmierć poniosło od 35 tysięcy do blisko 100 tysięcy osób. Polacy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów i ucieczki, wielu z nich znalazło schronienie w innych regionach Polski, które zostały wtedy włączone do ZSRR. Wydarzenia wołyńskie miały również wpływ na kształtowanie się stosunków polsko-ukraińskich po wojnie i przyniosly długotrwałe, negatywne skutki dla obu narodów.

To tragiczne wydarzenie jest do dziś wielkim wyzwaniem dla historyków, polityków i społeczeństw obu krajów. Wielu ludzi dąży do pojednania i zrozumienia przeszłości, a inne kontrowersje związane z tym tragicznym okresem pozostają przedmiotem debaty i badań. Nastał czas, aby ten tragiczny okres w dziejach obu narodów był przedmiotem dociekań historycznych.


Mój post  z blogu "Blisko"- "Jestem z Wołynia" - er


Jestem ze wsi. Takiej prawdziwej, będącej nie tylko punktem topograficznym na mapie, ale również miejscem życia ludzi utrzymujących się tylko z pracy na roli. Wioski prawdziwych rolników na swoich dziesięciu hektarach, otrzymanych w „akcie nadania„ od władzy ludowej. Przesiedlonych silą ze swojego Wołynia i osadzonych na nieznanej ziemi. Ludzie ci zabrali ze sobą tylko swoje lary i penaty, czasami trochę skromnego dobytku, zamieszkali w wielkich murowanych domach o których mogli do tej pory tylko marzyć.
Dostali też od Państwa szmat dobrej roli. Znaleźli pozostawione przez Niemców maszyny, pługi i kosiarki, żniwiarki, snopowiązałki, z którymi początkowo nie wiedzieli nawet co zrobić. Nauczyli się jednak szybko ich używać.
Z nostalgią wspominali swój dom pozostawiony za Bugiem i opowiadali jak tam w „ domu” było pięknie.... Miałem szczęście, że urodziłem się po 1948 roku, bo wcześniej wszystkie dzieci poczęte we wsi umarły na zapalenie opon mózgowych. Na wiejskim cmentarzu jest cała kwatera takich malutkich grobków z aniołkami na tabliczkach. Jednym z nich  jest moja siostra, zmarła w 1947 roku gdy miała niecały roczek. Dzieci rodziły się i umierały wtedy w domach. Brak opieki lekarskiej, oraz wyniszczenie wojną pozostawiły swoje straszne żniwo, wcześniej niż ludzie zdążyli zebrać swoje pierwsze plony.
 Powoli poznawali ten kraj, oswajali  nadając miejscom nazwy  zapamiętane z „domu”. Lasek nazywali „ Dębinką, sąsiednią wioskę Kalinówką. Rośliny też otrzymały nazwy wołyńskie.  Na łąkach zakwitły kluczyki w lasach pieski, a na polach bławatki. Psy podwórzowe  zostały nazwane Miśkami a krowy Baśkami, i Łaciatymi. Tylko nasza kobyła nosiła jakieś miastowe imię. Ojciec nazwał ją Luizą.
Zrobiło się jakoś swojsko. Wiosną wszystkie kobiety zbierały się na nabożeństwa majowe. Po górach dolinach rozlegał się dzwon.... , a dzieci zbierały kwiaty stawiane na ołtarzyki domowe. W każdym domu był taki ołtarzyk. Obraz Matki Boskiej, pod spodem półeczka, a na niej konwalie z pobliskiego lasu. Tylko chłopy zbierały się na „wieczórki” i namiętnie dyskutowały o polityce. Temat zawsze był ten sam.- Kiedy przyjdą Niemcy i nas z tą wyrzucą lub  pomordują tak jak to zrobili Ukraińcy. A Niemcy nie przychodzili i niczego nie zabierali. -Dziwne – jeszcze nie czas, wrócą i zbiorą, bo to ich przecież, nasze było na Wschodzie a i tak zabrali. Przyszli nocą pomordowali i zabrali... Nam się tylko cudem udało przeżyć.

 

Niemca nie było widać natomiast coraz częściej pojawiali się we wsi komuniści z powiatu i namawiali do zakładania spółdzielni. Dobrze- mówili im chłopi.
- Założymy, ale może za rok dwa, a może za dziesięć. Tak trwali na swojej roli, bo coraz bardziej czuli się gospodarzami. Z uchem przy odbiorniku radiowym słuchali wieści z Radia Wolna Europa – nie zawsze dobrych ale prawdziwych jak głosił slogan  tej rozgłośni.
Co rok w każdej chałupie rodziło się dziecko. Nas było czworo - rok po roku , bo najmłodsza siostra urodziła się z późnego siewu dziesięć lat później. Dzieci były wszędzie i w domu i podwórku, na drodze, i na pastwisku, bo wszystkie podrostki pasły wtedy krowy na „Sachalinie”. Było wesoło , gwarnie i dobrze. coraz rzadziej gospodarze mówili o tym jak uciekali z „domu”, bo przenieśli go tutaj na Dolnym Śląsku. Do lat 70 na wsi był Wołyń. Taki sam jak ten zapamiętany ze Wschodu.
Potem zaczęło to wszystko umierać. Najpierw koty i psy, potem krowy i konie a następnie starsi ludzie. Dzisiaj w mojej  wsi  jest jeden koń i kilka krów, żyją dwie ciotki, które pochodzą z Wołynia. A młodzi.... Ludzi młodych też nie ma. Ci co mogli pouciekali ze wsi do miasta. Ja też uciekłem . Pozostali nieuleczalnie zachorowali na nową plagę wiejską -alkoholizm i  też w większości już poumierali. Na końcu przestał istnieć wioskowy genius loci. 
Mieszkają tam jeszcze  dobrzy ludzie ale nikt z nich nie chce żyć jak chłop,” bo to się nie da i się nie opłaca”. I co to za życie od świtu do nocy, straszna harówka, bez przerwy , bez urlopów i wakacji . Dzisiaj ludzie już tak nie chcą ... A wtedy cieszyli się z tego, że, przetrwali  wojnę  i mogą pracować na swoim.

 

Coś się zmienia, coś się nowego rodzi, przyjeżdżają tam „nowi „ -ale mojej wioski już  nie ma. Żal tej dobrej wsi, nostalgicznej i wołyńskiej.

 

Mówię o sobie- Jestem z Wołynia , chociaż urodziłem się na Dolnym Śląsku.
 




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz