Ruszowski dzwon |
Zwrócił się do nas Pan Mirosław Marciniak, regionalista z Krakowa, z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu historii dzwonu, który po wojnie przywędrował z Gozdnicy do Ruszowa. Pan Mirosław pisze:
Fakt wywiezienia dzwonu do Ruszowa nie został odnotowany w kronice parafii w Gozdnicy ponieważ zaczyna się ona dopiero od roku 1969 r. Z wcześniejszego okresu istnieje tylko lakoniczne stwierdzenie, że od września 1946 roku ks. Aleksander Zonn (proboszcz z Gozdnicy) posługiwał co niedzielę w Ruszowie. Posługa odbywała się zapewne do czasu powstania niezależnej Parafii w Ruszowie w 1953 r. W ten
sposób można mniej więcej oszacować lata, w których nastąpiło przekazanie dzwonu (1946-1953) przez ks. Zonna. O powojennej historii parafii w Ruszowie w ogóle bardzo mało wiadomo.
Lata 1945-1953 to okres ciemny w historii naszych miejscowości. Poza relacjami świadków nie wiemy prawie nic o tym okresie. Nieznane są losy 3 dzwonów z kościoła ewangelickiego. Prawdopodobnie zostały one wywiezione albo w głąb Niemiec, albo do centralnej Polski. Na początku lat 50 katolicki kościół w Ruszowie nie posiadał ani jednego dzwonu. Proboszcz parafii Gozdnica, do której należał Ruszów, podarował jeden dzwon kościołowi w Ruszowie.- Historia ta jest wysoce prawdopodobna o czym świadczą fakty, które zebrali członkowie Lokalnej Grupy Historycznej przy Bibliotece Publicznej w Ruszowie:
Średnica dzwonu znajdującego się w kościele katolickim w Ruszowie wynosi 80, pozostałe dzwony gozdnickie to 110 i 90 cm (uzupełnienie trójdźwięku).
W kapicy cmentarnej w Gozdnicy pozostało puste miejsce po zdjętym dzwonie.
Wszystkie 3 dzwony noszą ten sam napis ludwisarnia Bohun 1920.
Jednakowa sentencja wyryta na wszystkich dzwonach stanowi komentarz do Jer.22.29
Członkowie LGH postawili sobie ambitne zadanie: Wyjaśnić losy dzwonów z kościoła ewangelickiego w Ruszowie.
Dzwony z kaplicy barokowej w Gozdnicy (puste miejsce po 3 dzwonie). Fot. M. Marciniak |
Odczytane napisy na dzwonie z kościoła ruszowskiego |
Grupa Historyczna obraduje |
Na tzw Szklarce (Ruszów Szklarnia), w latach 50-tych pasałem krowy. Tam mieszkał autochton o nazwisku Kaspszyk, który biegle mówił po polsku, natomiast jego żona w ogóle nie znała języka polskiego. Czasem zanosiłem mu mleko za to, że pozwalał mi on paść krowy na swojej łące przed domem, Pamiętam jak mówił, że Rosjanom spadł dzwon podczas jego ściągania z kościoła przy cmentarzu. Ten pęknięty dzwon jeszcze stał przy tym kościele w latach pięćdziesiątych. Nie wiem, czy ta informacja jest prawdziwa, czy wymyślona przez śp. Kasprzyka. Z uwagi na niepewność uzyskanej informacji, wolę zachować anonimowość. Mimo to proponuję sprawdzić tą informację.
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniem – ANONIM