czwartek, 10 sierpnia 2023

Różne kultury spotkały się na stacji w Ruszowie - historie niewypłakane

Po wojnie zaczęto na te tereny przesiedlać ludzi, także z Polski Centralnej i Wielkopolski. Jak wspomina pan Mirosław Koza, urodzony w 1952 roku: „Moi rodzice pobrali się w 1950 roku. Rodzice już mieszkali kilka lat w Ruszowie. Ale jak ja się miałem urodzić, to presja rodzin z obu stron była tak duża, że mówili: «Nie możesz urodzić go na Zachodzie, bo wrócą Niemcy i będzie Niemcem!». To matka pojechała na dwa tygodnie przed rozwiązaniem urodzić mnie do rodziny w poznańskie. To samo było z bratem – też tam się urodził. Bo nie mogliśmy się urodzić przecież na Dzikim Zachodzie. Ale w Ruszowie, z​ datą narodzin, zostałem zameldowany”.

Spotkały się tu różne kultury: wielkopolska, kresowa, Polski Centralnej… Rozmówcy pytani przez Joszka Brodę o te ziemie odzyskane, odpowiadali: to nie ziemie odzyskane, to ziemie przyłączone.

„Kiedy słuchałem moich rozmówców w Ruszowie, miałem wrażenie, że odbywa się tam nieustająca walka. Walka o tożsamość, o kulturę. Walka różnych kultur. Do dziś walczy tam kultura autochtonów, Polaków z Wilna, z Kresów, Wielkopolan. To wszystko dzieje się teraz. Wszystkie te kultury chcą przetrwać, zaznaczyć się na tym terenie. Ale chcą też mieć świadomość, że są u siebie…” mówił Joszko Broda.

- Kim ja się czuję… tak się zastanawiałem… z pochodzenia czuję się trochę wołyniakiem - ale nie Ukraińcem, a przede wszystkim jestem sobą. Lubię Ruszów i jego mieszkańców.  Bierze mnie też silnie na moją Glinkę, tę wioskę, do  której przyjechali moi rodzice w 1946 roku z Wołynia. Tam się urodziłem – mówił jeden z mężczyzn.

Historie niewypłakane opowiadali mieszkańcy Ruszowa: Dorota Subocz, Józef Pitura, Edward Remiszewski i Mirosław Koza.

Joszko Broda

Na Ziemiach zachodnich w 1945 - stacja w Ruszowie, plakat socrealistyczny. 👇

Od lewej: pijak, żołnierz sowiecki,
kobieta ze Wschodu, poznańska Pyra, kułak,
żołnierz polski. Wikipedia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz