środa, 19 lutego 2014

Solidarność z Ukrainą

Poznanie po latach:Ukraińska kuzynka ojca, jej córka i ja. Rok 2011.
Autor Jadwiga Kuternozińska
Patrząc na płonące budynki w Kijowie, solidaryzuję się ze zdesperowanymi mieszkańcami Ukrainy. Dwa i pól roku temu, wraz z grupą szkolnych dzieci, wyruszyło kilkoro dorosłych osób z Ruszowa i Kościelnej Wsi zobaczyć kraj, skąd wywodzi się część naszych mieszkańców. Nie na darmo dzielnica Ruszowa określana jest mianem "Ukraina"  . Jechała też z nami  grupa 5 obywateli Niemiec, mających związek z dawnymi Kresami. Chodziło o pokazanie Niemcom, że nie tylko oni zostali wypędzeni z Polski, ale i Polacy musieli uciekać z Kresów.

Na granicy kierowca autokaru musiał poświecić kawę i kilka dolarów dla celników, co nas rozbawiło, choć jeszcze niedawno i u nas inaczej nie było.Drogi były często takie, że nasza na Gozdnicę jest luksusem. Za to kopuły cerkwi błyszczały w słońcu w każdej miejscowości.I ludzie serdeczni, otwarci, chętni do pogadania. Kobieta opowiadająca, że była w Polsce "na robocie" i jaki to bogaty nasz kraj.Jak chciałaby jeszcze raz pojechać, ale to kosztuje majątek, bo aż 100 dolarów.
W czasie tego wyjazdu mieliśmy możliwość dotarcia do korzeni swojego pochodzenia Wiedziałam tylko tyle, że mój ojciec, stryj i babcia pochodzili z Mogielnicy. Gdy przejeżdżaliśmy niedaleko, poprosiłam o zboczenie z trasy. Wysiadłam, wraz z córką, Ulą, na wsi, gdzie rozpytywałam o moje rodowe nazwisko.
Tutaj wysiedliśmy przy dzwonnicy we wsi  Mogielnca.
.
Niebieskie akcenty wszędzie były zauważalne.

 Po kilku próbach trafiłam na mężczyznę, który zaczął mnie wypytywać z obawą, a po co mi to wiedzieć, a co ja chcę tutaj robić itp. Dopiero jego żona wyjaśniła mi, że właśnie tu, gdzie się zatrzymałam, stał dom Karnasów. A oni tylko otrzymali ten plac i się pobudowali. Uspokoili się, gdy powiedziałam, że ja nic nie potrzebuję, chcę tylko chwilę popatrzeć.
Na miejscu gospodarstwa moich dziadków pobudowali się Łemkowie. Sympatyczna pani, której mą ż próbował mnie indagować, co ja tu chcę.
I mówiła, żebym poszła dalej, to tam spotkam kogoś z mojej rodziny. Miała rację, po kluczeniu między opłotkami znalazłam malutki domek i kuzynkę mojego ojca w nim. Gdy się dowiedziała skąd jesteśmy, rozpłakała się rzewnymi łzami, że ona nigdy by się nie spodziewała jeszcze kogoś z rodziny zobaczyć.
Z Józefą w drzwiach jej chatki.
                                                                                                                                                                                                                                                Potoczyła się opowieść o dawnych czasach jak to moi dziadkowie poszli z dziećmi (moim ojcem i stryjkiem) na pole grykę kosić. Zrobiła się ciepła  noc, więc postanowili zanocować w polu. Gdy w nocy się obudzili, zobaczyli, ze cała wieś płonie. Moja babcia miała piękny gruby warkocz. Momentalnie osiwiała ze strachu, włosy z warkocza wyszły wraz z grzebieniem. Obawa była nie przed śmiercią, ale przed okrutnymi męczarniami na jakie skazywali rodowici Ukraińcy Polaków. Później dziadkowie przez tydzień przedzierali się przez lasy do pobliskiego miasteczka, gdzie przeczekali na transport do Polski.Nikt się nie upominał o gospodarstwo i świeżo wybudowany dom. Najważniejsze było, przeżyć.Dla mojej córki była to lekcja żywej historii. Płakała słuchając toczących się opowiadań.Tęsknię za rodziną, którą tam poznałam, ale jednocześnie wiem, ze nie mogę im bezpośrednio pomóc, wysyłając cokolwiek. Nie dojdzie przesyłka ani pieniądze. Należy tylko solidaryzować się z nimi i wierzyć, że uda im się zwyciężyć.I że zobaczę się jeszcze kiedyś w życiu z moją ukraińską rodziną w lepszy dla nich czas.
Dla mojej Uli była to żywa lekcja historii.

4 komentarze:

  1. Bardzo mądra i ciepła opowieść. Janko

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się łzy w oczach kręcą

    OdpowiedzUsuń
  3. Takiej podróży pełna wrażen sie tak szybko nie da zapomniec. Sciskam Ula

    OdpowiedzUsuń
  4. Ula, a pamiętasz jak śmiali się z Ciebie w pracy i dziwili, że jedziesz na urlop na Ukrainę? Każdy jechał do ciepłych krajów, a Ty poświęciłaś czas grupie niemieckiej robiąc za tłumacza. Było tak, że nam tłumaczono z ukraińskiego na polski, Ty Niemcom na niemiecki i jakiś zdenerwowany przedłużającym się przez to czasem przewodnik zapytał "a na angielski nie tłumaczycie?"

    OdpowiedzUsuń